Samochód pod lodem. Czy można jeździć po zamarzniętym jeziorze?

Każdej zimy na mazurskich jeziorach nie brakuje ryzykantów, którzy urządzają sobie jazdę samochodem po zamarzniętej tafli jeziora. Każdej zimy ktoś zawsze ryzykuje za mocno. W tym roku licznik zatopionych aut otworzył się na jeziorze Ukiel.

Patrząc wstecz na jeziorach powiatu piskiego nie brakowało „podwodnych kierowców”. Wystarczy wspomnieć kilka spektakularnych akcji ratowniczych choćby na „sekstyńskiej przeczce”, na jeziorze Roś, czy na Śniardwach, gdzie chyba najczęściej dochodzi do bardzo groźnych i tych mniej groźnych przypadków załamania się lodu pod samochodem.

W tym sezonie pierwszy, postawił ratowników na nogi 27-letni kierowca BMW z Olsztyna, który w piątek postanowił porajdować sobie po jeziorze Ukiel. Niestety zima w tym roku nie jest tęga, lód się załamał, kierowcy na szczęście udało się wydostać z idącego na dno samochodu.

Tu jednak rodzi się pytanie, kto zapłaci niemałe koszty wydobycia pojazdu z wody i czy kierowca odpowie za swoją niefrasobliwość. W polskim prawie jazda samochodem po zamarzniętym jeziorze nie jest zakazana i podobnie jak w górach ryzykanci w Polsce nie płacą za akcje ratunkowe.

Policjanci chcąc odstraszyć innych od podobnych praktyk sprawdzają przepisy na podstawie, których można by ukarać takiego kierowcę. Pole manewru jest tu, co prawda nieduże, ale jest. Kierowca bowiem może zostać ukarany za wjazd samochodem do lasu, lub na plażę. Inną kwestią jest koszt wydobycia pojazdu z wody, który naprawdę nie jest mały i w takim wypadku może być nim obciążony kierowca.

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu
Fot. archiwum MOPR