O psie, który ma wiele szczęścia, a do Gdyni ruszył koleją

Historia „Maliny” z Pisza jest wręcz nieprawdopodobna, ale prawdziwa. Kilkuletnia suka owczarka niemieckiego, z Pisza pociągiem dotarła do Gdyni. W drogę ruszyła za mężczyzną, który znalazł ją uwiązaną do drzewa w lesie pod miastem. Tak zwiedziła trójmiejskie schronisko „Ciapkowo”, gdzie po tygodniu od zaginięcia odnalazł ją właściciel.

„Malina” do Pisza trafiła pięć lat temu, gdy zimą pod Giżyckiem wybiegła z lasu na drogę wprost pod busa. Samochodem do domu wracał piszanin Kamil Łuba. Zabiedzona, wychudzona suka ze zwisającym u szyi urwanym sznurkiem ujęła go za serce, kierowca otworzył drzwi auta i tak Malina, ku uciesze najmłodszych domowników zamieszkała przy ulicy Długiej w Piszu.

Radosnym usposobieniem szybko zjednała sobie całą rodzinę. Zdarzało się, że gdy wyrwała się za furtkę znikała, ale zawsze wracała do domu. Do czasu… Na początku lutego tego roku pies zaginął na dłużej, finał poszukiwań zaskoczył wszystkich. Pies po tygodniu z nowym imieniem „Ariana” odnalazł się, aż w Gdyni, w schronisku „Ciapkowo”.

„Malina” przy wszystkim, co przeszła naprawdę ma wiele szczęścia, bo jak inaczej można spuentować jej historię.

-Zaginęła nam 5 lutego, gdy nie wróciła na drugi dzień rozpoczęliśmy poszukiwania. Niestety ślad po „Malinie” zaginął. Pies był i nagle zapadł się pod ziemię. Proszę wyobrazić sobie jakie było nasze zdziwienie, gdy po tygodniu od zaginięcia zadzwonił telefon. Na nasze ogłoszenie w jednym z lokalnych portali odezwał się Artur, mieszkaniec Gdyni, który poinformował, że „Malina” jest w trójmiejskim schronisku dla psów “Ciapkowo”!!?- mówi Kamil Łuba.

Okazało się, że po zaginięciu „Malinę” ktoś przywiązał sznurkiem do drzewa przy ul. Leśnej w Piszu. To właśnie tam zobaczył ją Artur, który dzwonił z Gdyni. Do Pisza przyjechał na dwa dni w sprawach rodzinnych. Na ul. Leśną poszedł pobiegać. Jak mówił, widząc przywiązanego do drzewa psa myślał, że właściciel oddalił się od niego na chwilę. Jednak, kiedy wracał z treningu i pies wciąż tam był postanowił go oswobodzić. Nie przewidział, że „Malina” z wdzięczności pójdzie za nim i czekać będzie całą noc na pl. Daszyńskiego, gdzie się zatrzymał, a drugiego dnia pies ruszy jego tropem prosto na dworzec i mało tego wskoczy za nim do… pociągu.

Z relacji mężczyzny wynikało, że gdy „Malina” ujawniła się w pociągu sam nie wiedział, co ma z nią począć. Szkoda było mu zostawiać ją w obcym mieście. Tak po przesiadce w Olsztynie nowy opiekun z psem na gapę dojechał do Gdyni. W ten sposób „Malina” znalazła nowy dom nie na Mazurach, a nad polskim morzem.

-Jak powiedział mi w rozmowie, wraz z żoną i małym dzieckiem zajmują  nieduże mieszkanie. Suka nie mogła u nich zostać, Artur  zaprowadził ją do najbliższego schroniska „Ciapkowo”. Sumienie nie dawało mu jednak spokoju więc zaczął przeglądać piskie portale. Na jednym z nich znalazł ogłoszenie o zaginięciu „Maliny”, od razu do nas zadzwonił- mówi Kamil Łuba.

Kamil nie zastanawiał się długo i jeszcze tego samego wieczora wraz z dwoma kolegami ruszyli samochodem do Gdyni. Przed bramą „Ciapkowa” stanęli około godz. 2. Schronisko na szczęście czynne jest całodobowo. „Malina”, która w schronisku zyskała nowe imię „Ariana” poznała Kamila od razu. Po tygodniu tułaczki szczęśliwie wróciła do Pisza na ul. Długą. Radości nie było końca, a najbardziej cieszyły się dzieciaki z którymi pies był bardzo zżyty. Dziesięcioletni Cypek po zaginięciu „Maliny” szykował się do rozbicia skarbonki, by przeznaczyć pieniądze na poszukiwania.