Mężczyzna, który w niedzielę spowodował tragiczny wypadek jeżdżąc samochodem po zamarzniętym jeziorze już wyszedł z aresztu. 41-latek nie straci też prawa jazdy.
Kierowcy prokuratura postawiła zarzuty: nieumyślnego spowodowania śmierci, nieumyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i nieumyślnego narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi mu za to do 5 lat pozbawienia wolności.
Na wyrok sądu 41-latek kierujący BMW poczeka jednak na wolności. Po wpłaceniu 5 tysięcy złotych opuścił już areszt. Nie może jednak kontaktować się ze świadkami wypadku, ma też zakaz opuszczania kraju. Mężczyzna nie straci prawa jazdy, gdyż w polskim prawie na jeziorze nie obowiązują przepisy ruchu drogowego, więc sprawca tragicznego zdarzenia nie mógł ich złamać.
Przypomnijmy do zdarzenia doszło w niedzielę na jeziorze Wałpusz w Starych Kiejkutach pod Szczytnem. 41-latek z trójką pasażerów wyjechał BMW na jezioro, by sprawdzić się w jeździe po lodzie. Niestety mężczyzna w pewnym momencie stracił panowanie nad autem. Rozpędzone auto z impetem wypadło na brzeg i uderzyło w drzewo.
W wyniku uderzenia jeden z pasażerów 37-letni mężczyzna zginął na miejscu. 12-letniego chłopca, który doznał złamania kręgosłupa helikopterem przetransportowano do szpitala w Olsztynie. Ze szpitala wyszła już 19-latka, która również uczestniczyła w wypadku.