Mało kto wie, że z delikatnych łusek niewielkiej uklei wyrabiano niegdyś sztuczne perły. Jeszcze mniejszą i cenioną przez miejscową ludność stynkę pakowano w beczki i podobnie jak inne ryby rozsyłano po całej Europie. O tym jak przed laty wyglądało rybactwo na Mazurach pisze w swych wspomnieniach Heinrich Stoewahse, którego dziadek na początku ubiegłego stulecia dzierżawił większość jezior w okolicach Pisza.
Martin Stoewahse, dziadek Heinricha Stoewahse autora wydanej w Niemczech książki Der Kreis Johannisburg przybył na Ziemię Piską w 1898 roku z Wolina i osiadł w Głodowie nad Jeziorem Śniardwy. Do Prus Wschodnich jak się okazało sprowadził się w konkretnym celu bo w krótkim czasie wydzierżawił jeziora Śniardwy, Roś, Białoławki i Kocioł, które stanowiły domeny fiskusa Rejencji Olsztyńskiej. Wkrótce po tym powstały filie „rybaczówki” w Mikołajkach i Pilchach, gdzie od wiosny do jesieni zatrudniano 20 – 25 rybaków, zimą około 30. Pracy było wiele bo ryb nie brakowało, a właściciel gospodarstwa rozszerzał swoją działalność. Jego zasięg powiększył się o Wejsuny i Wygryny. W 1928 roku Stoewahse wydzierżawił kolejne niezwykle atrakcyjne akweny czyli Bełdany, Łuknajno i jeziora wokół Rynu.
Najbardziej rybne były wówczas jeziora w pobliżu Śniardw, czyli Białoławki, Kocioł i Roś. Obfitowały one w liny, karasie, leszcze, płocie, szczupaki, węgorze i wiele innych gatunków ryb. Nie brakowało w nich sielawy, która zarówno latem jak i spod lodu wypełniała rybackie sieci. Jednak ten ceniony i chyba najszlachetniejszy gatunek mazurskich ryb najliczniej występował w Bełdanach. Właśnie dzięki sielawie sławę zyskały Mikołajki, gdzie powstały największe wędzarnie i skrobalnie ryb. Przy sielawie cennym gatunkiem była ważąca od 2 do 3.5 kg sieja. Sieję oraz 7.5 – 18.5 kg szczupaki z Głodowa wysyłano do Szwajcarii i Nancy we Francji. Francuzi z ikry ryb robili cenny o niezwykłych walorach kulinarnych kawior.
Jeziora wokół Pisza słynęły również z drobnej stynki. Stynkę zimą pozyskiwano specjalnymi sieciami o drobnych oczkach. W 1917 roku w jeziorze Roś dziadek Heinricha Stoewahse w jednym zaciągu wyjął niewodem 44 beczki stynek, a trzeba dodać, że do jednej beczki wchodziło od 85 do 90 kg tej pachnącej ogórkiem rybki. Chlebem powszednim były zaciągi od 20 do 28 beczek. Stynki przesypywano lodem i pakowano w specjalne beczki wytwarzane przez bednarza Thomasa z Wejsun. Przy dużych połowach beczki zamawiano również w Piszu i Wygrynach. Stynką zajadała się głównie miejscowa ludność.
Niezwykle ciekawie wykorzystywano za to niewiele większe uklejki, które podobnie jak stynkę łowiono zimą w siatki o drobnych oczkach. Szczególnie cenna okazała się niezwykle delikatna łuska uklei. By ją pozyskać w Mikołajkach powstała największa na Mazurach skrobalnia ryb, w której potrafiło pracować nawet do 50 kobiet. Trzeba przyznać, że było tam co skrobać, gdyż rybacy jednego dnia podczas 2 – 3 zaciągów odławiali 15 – 25 ton uklei. Z łusek wytwarzano prawdziwe skarby, czyli masę perłową jak również sztuczne perły. Jak mówiono były one nie do odróżnienia od pozyskiwanych w sztucznych hodowlach. Z masy perłowej, „rybiego sreberka” wytwarzano lustra i wiele innych rzeczy. Popyt na rybie srebro był tak duży, że handel ukleją z Mikołajek kwitł w najlepsze. Skupem zajmował się Jakob Schetzer. Oskrobanymi rybami interesowali się rolnicy kupując ukleję na paszę dla zwierząt.